Placebo – Battle for the Sun
W muzycznym świecie niezwykle często jest tak, iż zmiany personalne w zespołach rzutują na muzykę przezeń graną. Nie jest to reguła ale bardzo powszechne zjawisko. Placebo, jednych z czołowych przedstawicieli alternatywnego rocka, opuścił perkusista Steve Hewitt a na jego miejsca przybył, były już, pałker grupy Eveline (która miała okazję supportować Placebo podczas trasy promującej album Meds) Steve Forrest. A więc rotacje nastąpiły. Zmian w stylu muzycznym nie stwierdzono. Co nie zmienia faktu, że Battle for the Sun to jeden z najlepszych albumów Placebo w ich karierze.
Nie owijając zbytnio w bawełnę – tego albumu po prostu chce się słuchać. Nasze wspaniałe, wielonarodowe i wieloorientacyjne trio zafundowało słuchaczom naprawdę solidną dawkę melodyjnego rocka w swoim własnym, niepowtarzalnym stylu. Brian śpiewa o niebo lepiej niż na Meds, nie odnoszę wrażenia, że ‘chce a nie może’. Jego głos brzmi naprawdę dobrze i oddaje emocje zawarte w każdym utworze. A jest ich tam niemało. Jak Placebo zdążyło nas już przyzwyczaić, teksty nie są przesiąknięte optymizmem ale nie ma też depresyjno – autoagresywnej stylistyki znanej z poprzednich płyt. Jest za to miłość – cielesna jak w Kitty Litter, agresywna jak w Ashtrey Heart czy nieszczęśliwa jak w Battle for the Sun. Depresja wciąż ślizga się w słowach Briana lecz nie jest tematem przewodnim płyty. Fanom dołujących klimatów zaproponuję Devil In The Details, The Never-Ending Why. Cieszę się niezmiernie, że lirycznie I instrumentalnie, płyta nie jest już tak jednostajna jak poprzednie. Chłopaki nie boją się eksperymentować z dźwiękami, podają nam spokojną, popową melodyjkę by za chwilę, na złamanie karku pędzić w kierunku rocka.
Inna historia, że wszystkie (tak, dokładnie wszystkie) kawałki, z powodu swojej warstwy muzycznej, lirycznej i wokalnej to potencjalne hity. Przyznam bez bicia, że czasami Placebo zbliżają się niebezpiecznie do wesołego popu ale nigdy tej granicy nie przekraczają. To wciąż jest rock i to bardzo dobry rock. A, że ludziom się to podoba? Wypada się tylko cieszyć.
Bo co miałoby nie pasować? Na tym krążku znajdziesz wszystko. Lubisz szybko i ostro? Proszę bardzo – Kitty Litter, For What It’s Worth. Może wolisz spokojnie i delikatnie? Nie ma problemu – Julien, Happy You’re Death. Słucham? Jesteś niezdecydowany? Lubisz po prostu dobrą muzykę? Włóż płytę do odtwarzacza i wciśnij ‘play’.
Ocena:9/10
co prawda nie jestem wielką fanką tych zespołów ale sama idea recenzowania bardzo mi się podoba
Dodaj komentarz